Wyjechałam z Polski w poszukiwaniu lepszego życia.
Lepsza praca, lepsze zarobki, czyli możliwość dostępu do większej ilości
materialnych dóbr, na które prawdopodobnie nie byłoby mnie stać, gdybym
pozostała w Polsce.
Swój nowy dom znalazłam na ziemi amerykańskiej. Tu założyłam swoją
rodzinę. Dla tych, którzy pozostali w kraju, byłam i nadal jestem, tak
zwaną „ciocią z Ameryki”. Jest to naprawdę świetne uczucie. Wiem coś o
tym, bo gdy sama dorastałam w Polsce też miałam rodzinę w USA , która
nieustannie wysyłała nam paczki. Czekało się na nie z niecierpliwością a
jaka to była radość, gdy przychodziły te „cuda” z zagranicy.
Nie znaliśmy osobiście nadawców tych paczek, bo wyjechali z Polski
bardzo dawno. Ale nie zastanawialiśmy się nad tym zbytnio. Najważniejsza
była możliwość pochwalenia się prezentami przed rówieśnikami i tym, że
moja ciocia jest w Ameryce.
Gdy jest się dzieckiem, jest to bardzo ważne. Niektórzy nazywają to
DOWARTOŚCIOWANIEM. Teraz z przykrością mogę stwierdzić, że jest to
ważniejsze od potrzeby poznania tej części rodziny bliżej.
Dla mnie, dorastającej wówczas nastolatki, wystarczały paczki. Nigdy nie
myślałam, że może tam z drugiej strony oceanu, jest ktoś bardzo samotny
i bardzo tęskniący za „domem”.
Wtedy z pewnością nie myślałam, że sama będę kiedyś „tą CIOCIĄ”.
Teraz patrzę już na to wszystko zupełnie inaczej. Wiem, że nie prezenty
są najważniejsze. Żadne dobra materialne nie zastąpią więzi rodzinnych.
Owszem, szuflady i szafki moich dzieci są wypełnione pięknymi ciuchami,
butami i zabawkami, niekoniecznie kupionymi przeze mnie, ale są.
Nie zastąpi to jednak codziennego obcowania z kuzynami.
Nie zastąpi to jednak pocałunku babci czy przytulenia cioci.
Nie zastąpi to możliwości poskarżenia się do dziadka na krzyczącą,
zestresowaną mamę lub pójścia do kochanego wujka na obiad i odrobienia z
nim trudnych lekcji.
Tego nic nie zastąpi – nawet najpiękniejsze zabawki.
Popatrzmy na to z drugiej strony.
Dla tych, którzy pozostali w Polsce sprawy te wyglądają zupełnie
inaczej. Są oni razem i nie odczuwają tak bardzo wyjazdu jednej z cioć.
Tym bardziej, że wyjazd ten przeważnie jest wynagradzany paczkami lub
innymi dobrociami.
W tym przypadku, uczucia i tęsknota zostają zastąpione dobrami materialnymi.
„Więzi rodzinne” z pozostałymi członkami rodziny pozostają bez zmian.
Oni nigdy nie odczują tej tęsknoty, jaką my odczuwamy będąc na
imigracji.
.
Może to jest śmieszny przykład, ale gdy zapytamy dziecko mieszkające w Polsce – jaka jest ich ciocia?
odpowiedzią przeważnie jest opis, jakie ona ma włosy, czy jest gruba czy
chuda, czy ma okulary, jakie nosi ciuchy a nawet jakie dobre ciasto z
jabłkami robi.
Siostrzenica mieszkająca za granicą, swoją ciocię kojarzy tylko i
wyłącznie ze słuchawką telefoniczną, ewentualnie z obrazem ze Skypa lub
ze zdjęciem, które w dzisiejszych czasach można łatwo przesyłać drogą
elektroniczną.
Wielu pewnie często myśli o powrocie do kraju, ale niestety przywiązanie
do innego, lepszego standardu życia jest barierą nie do pokonania.
Podjęcie takiej decyzji jest bardzo trudne.
Wyjechać z kraju jest o wiele łatwiej niż do niego wrócić - wiem to z własnego doświadczenia.
Bardzo przeżywam każdy przyjazd do Polski i za każdym razem się
przekonuję, że rodzina jest najważniejsza. Poza tym miejsce w którym się
wychowałam, i w którym upłynęło moje dzieciństwo na zawsze pozostanie
moim domem za którym zawsze będę tęsknić.
Widzę coraz więcej różnic pomiędzy życiem w Ameryce i w Polsce. Czasami z
plusem dla Ameryki ale kiedy tęsknota zapuka do moich drzwi, wówczas
wielki plus przypisuję dla Polski.
Bardzo pozytywną stroną Polski, która powoduje, że moja tęsknota wzrasta
w ciężkich chwilach, jest sposób wychowywanie dzieci. Teraz będąc mamą i
żoną widzę, czego mi brakuje.
Nasze pociechy są pod nieustannym nadzorem. Większość rodziców na
obczyźnie jest niestety skazana na samych siebie i nie mamy nikogo do
pomocy. Dziecko wychowywane w takich warunkach jest bardzo osamotnione.
Jedyny kontakt z rówieśnikami ma podczas zajęć szkolnych lub
przedszkolnych. Przedszkole też nie zawsze jest w zasięgu naszych
możliwości – bo koszt takiej opieki nad dzieckiem jest duży.
Jeżeli nie mamy sąsiadów z małymi dziećmi, niestety nasze pociechy są
skazane na siedzenie w domu tylko w towarzystwie rodziców. A nie
oszukujmy się, my jako rodzice też się nie zawsze spisujemy – włączamy
telewizor albo komputer i się cieszymy, że dziecko nic od nas nie chce.
Jesteśmy zmęczeni i nie mamy sił na organizowanie dla nich dodatkowych
zajęć gdzie mogą być w towarzystwie rówieśników.
W Ameryce, gdzie mieszkam, niestety dzieci same nie wychodzą na ulicę, bo jest niebezpiecznie.
Będąc na wakacjach w Polsce, moja koleżanka była bardzo zdziwiona, kiedy
moje dziecko spytało, czy może podnieść kamień z drogi, czy może zerwać
kwiatek z pola. Bo przecież dziecko w Polsce czuje się swobodnie, może
się bawić na placu zabaw i wystarczy, że mama widzi je przez okno.
Owszem w Polsce też już nie jest tak jak kiedyś, ale żyje się o wiele
spokojniej. Przede wszystkim jesteśmy u siebie i mamy wokół siebie
najbliższych, mamy grono swoich znajomych.
Uwierzcie mi, że to jest o wiele ważniejsze od kasy.
Na pytanie czy dobra materialne mogą zastąpić więzi rodzinne, stanowczo odpowiadam: ABSOLUTNIE NIE!!!
Gdybym miała ponownie dokonać wyboru, zostać czy wyjechać z Polski, z pewnością wybór mój byłby inny.
Cóż moja droga "Ciociu z Ameryki" Powiem Ci tak: mieszkałem i ja parę
lat na emigracji, było cudownie. Ten komfort kupowania co się chce i
kiedy jest nie do zrozumienia dla kogoś kto całe życie przeżył w Polsce.
ściągnąłem sobie starszego syna i On poczuł to niepowtarzalne uczucie.
Niestety "wujek Kryzys" przygnał nas do kraju.Dziś, czekam tylko na
poprawienie się w tamtych krajach bo dziś zarobki w kraju są już troszkę
lepsze ale jeden telefon z Niemiec, Irlandii czy innych krajów w
których spędziłem czasu troszeczkę i już mnie tu nie ma. Powiadasz -
codzienne obcowanie z kuzynami?Moi synowie mają kuzynów i kuzynek
całkiem sporo, ale spotykają się dwa razy w roku, na urodzinach babci i
dziadka.Raz czy dwa razy w roku to mogą przylecieć nawet z Australii.
Gdybym miał dziś podjąć decyzję, nie zastanawiałbym się ani sekundy.
Wyjeżdżam z kraju moich przodków, nic mnie tu nie trzyma, biorę swoją
najbliższą rodzinkę i chodu...jak najdalej z tego rozkradanego przez
tych co to kiedyś byli internowani a dziś sami internują nas, cały kraj o
którego "wolność" niby tak walczyli. Co robią z nami, skoro nasze renty
i emerytury są mniejsze o 200 procent od tych UB - eków SB -beków i
innych komunistycznych świń, które do dziś Polskie - ale nadal
komunistyczne sądy nie mogą rozliczyć. Jakim prawem zdrajcy narodu
Jaruzelski, Kiszczak,i inni członkowie bandyckiej organizacji WRON
otrzymują trzy i pięć razy większe emerytury od tych, których
ciemiężyli? Co powiesz? Że troszkę im zabrali? Ano niby zabrali jakiś
dodatek a Oni co dziś mówią? Jaką siłą jest Solidarność skoro dopiero po
dwudziestu latach odebrała im jakieś grosze z ich wielkich poborów.
Ciociu z Ameryki. Proszę nie rozśmieszaj mnie że żałujesz Swojej
decyzji. Ja zrobiłbym to raz jeszcze, i drugi i trzeci i swoim synom
mówię to samo - nic tu po nas panowie, nikt nas tu nie chce skoro każdy
kto tylko dorwie się do władzy okrada nas, wielkie pieniądze płaci
naszym oprawcom, wielkie pieniądze wydaje na wysyłanie polskich chłopców
aby mordowali w Iraku czy Afganistanie, nic tu po nas moi synowie, czas
się ewakuować
autor marianR